wtorek, 3 września 2013

Król Polskiego Jazzu odszedł- Jarosław Śmietana nie żyje.

Wczoraj dotarła do nas niezwykle smutna wiadomość- odszedł od nas Jarosław Śmietana, najwybitniejszy Polski gitarzysta Jazzowy, genialny muzyk i świetny człowiek z niezwykle dobrym sercem.

Swoją postawą w walce z chorobą pokazał, że nigdy nie można się poddawać i trzeba walczyć do samego końca. Piękne było też wsparcie jakie po wiadomości o ciężkiej chorobie, która uniemożliwiła panu Jarkowi grę okazało Krakowskie, środowisko muzyczne. Najpierw w Krakowie, a później w całej Polsce, a nawet za oceanem organizowane były koncerty na rzecz leczenia Jarosława Śmietany.

Jednak choroba okazała się silniejsza i 2 września 2013r. serce pana Jarosława przestało bić.
Zmarł on w wyniku powikłań po zabiegu usunięcia guza mózgu, który wywołał u niego niedowład lewej strony ciała.



Kilka słów o samym Jarosławie Śmietanie:


Ja­ro­sław Śmie­ta­na uro­dził się 29 marca 1951 roku w Kra­ko­wie. Ukoń­czył Wy­dział Jazzu i Mu­zy­ki Roz­ryw­ko­wej Pań­stwo­wej Wyż­szej Szko­ły Mu­zycz­nej w Ka­to­wi­cach. Był jed­nym z naj­po­pu­lar­niej­szych pol­skich gi­ta­rzy­stów jaz­zo­wych.
W trak­cie swo­jej ka­rie­ry na­grał ponad 30 płyt. Wy­kła­dał w Kra­kow­skiej Szko­le Jazzu i Mu­zy­ki Roz­ryw­ko­wej. Współ­pra­co­wał także z te­atra­mi i Operą Kra­kow­ską, dla któ­rej na­pi­sał m.​in. suitę ba­le­to­wą.
Muzyk nagrywał i koncertował m.​in. ze Zbi­gnie­wem Se­ifer­tem, Artem Far­me­rem, Joh­nem Aber­crom­bie, Ni­ge­lem Ken­ne­dym, Davem Fried­ma­nem czy Joe Za­wi­nu­lem. W la­tach 1975-1981 był li­de­rem le­gen­dar­nej grupy Extra Ball. Póź­niej wy­stę­po­wał z So­unds, Sym­pho­nic Or­che­stra, Po­lish Jazz Stars, Na­my­słow­ski-Śmie­ta­na Qu­ar­tet i w in­nych pro­jek­tach.
Jarosław Śmietana był również laureatem wielu nagród: Fry­de­ry­ka za album "Songs and Other Bal­lads" oraz Nagrody Pre­zy­den­ta Kra­ko­wa za wy­bit­ne osią­gnię­cia w kul­tu­rze.


Warto też przeczytać wspaniały wywiad z Jarosławem Śmietaną  dla magazynu Gitarzysta.



Na koniec niech zabrzmi już tylko muzyka




czwartek, 29 sierpnia 2013

'Chciałbym śpiewać jak mój idol...'

Nie jeden raz w życiu słyszałem westchnienia wielu osób o tym jak bardzo chcieli by śpiewać tak pięknie jak ich muzyczni idole. Czasem jednak lepiej by było nie marzyć o takich rzeczach.

Słucham bardzo dużo muzyki, ale bardziej cenię muzykę usłyszaną 'na żywo' na koncercie, niż tą pięknie wydaną na płycie. Dobrze wiemy ile w muzyce zależy od producenta i masy techników pracujących w studio. Często jest tak, że głos artysty/artystki słyszany na płycie czy w teledysku nawet nie przypomina ich prawdziwego głosu.


Szczerze, bardziej wolę wydać 20-50zł raz na jakiś czas na bilet, żeby pójść na koncert i usłyszeć jak naprawdę śpiewa radiowa gwiazdka. Często kończy się na tym, że po koncercie na fanpage'u albo stronie internetowej wykonawcy pojawia się oświadczenie, że nie był w formie i zmęczony jest długą trasą koncertową.

sobota, 24 sierpnia 2013

O tych wyśmiewnych, co innych mają za nic, kiedy sami nic nie osiągnęli.

Dzisiaj treściwie, bo poruszę dosyć niepopularny temat, na który jednak mam bardzo dużo do powiedzenie, bo zbierało się to we mnie już od dawna.

Kilka dni temu jeden z popularnych polskich portali muzycznych, który z namiętnością kochanków w brazylijskich telenowel wyśmiewa i ośmiesza polskie gwiazdy, które na przekór popularnym trendom próbują tworzyć muzykę po swojemu. A jeśli o zgrozo jakiś tego typu artysta wybije się na szersze wody to fala 'hejtu' zwiększa się kilkukrotnie.

Chodzi mi dokładnie o portal Onet.Muzyka. Mając subskrybowany ich fanpage na facebooku uderzył mnie wielki nagłówek 'Wstydliwa przeszłość duetu Red Lips'. Z ciekawości sprawdziłem co dla wyżej wspomnianego portalu jest ową tajemniczą 'wstydliwą przeszłością'. I co, po otwarciu strony przeczytałem mega newsa, że członkowie duetu zaczynali swoją przygodę z muzyką w kapeli disco-polo.

środa, 21 sierpnia 2013

Czy 'stare znaczy lepsze' ?

Każdy zna oklepaną gadkę "jak ja byłem młody to muzyki przynajmniej dało się słuchać", albo "Elvis, Stonesi, Beatlesi- to była muzyka, a nie takie umca umca".

Po pierwsze to nadal jest muzyka- to ją różni od człowieka, że ona się nie starzeje i nie umiera w ludzkim rozumieniu- raz stworzona i nagrana pozostaje na wieki. No chyba, żeby wszystkie płyty i inne nośniki zostały zniszczone w wybuchu jądrowym lub innej katastrofie.

Wspomniałem już we wcześniejszym wpisie o zamykaniu się w ciasnych granicach gatunku muzycznego. Tutaj jest dokładnie tak samo, z tym że ściany ograniczają osobę nie w kwestii gatunku, ale czasu powstania utworu. Taka osoba żyje w złudnej świadomości, że to co było dobre niepowracalnie już minęło i nie wróci nie dopuszczając do siebie faktu, że teraźniejsi artyści tez potrafią stworzyć naprawdę piękne i klimatyczne utwory.

Dajmy na to pierwsza piosenka lecąca w radiu przez całe wakacje: John Newman- Love me again



Jak widze muzykę? Muzyki przecież sie słucha...

Tak, tak wiem... Ale to tylko zwykły oksymoron. Nie chcę się chwalić czego to ja nie słuchałem, tylko chcę pisać o tym jak ja osobiście odbieram muzykę- dany utwór, czy daną płytę. Ale nie tylko o tym! Muzyka nie jest wyłącznie zbitkiem nut/przypadkowych dźwięków/bitów czy innych cudów natury i techniki- muzyka to całokształt- jej integralną częścią jest artysta, jego styl bycia i to co sobą reprezentuje- jeśli w ogóle cokolwiek reprezentuje.

Nie rozumiem dlaczego są tacy ludzie, którzy ograniczają się wyłącznie do jednego ewentualnie dwóch gatunków muzycznych i tylko tego słuchają. Oczywiście nie muszę lubić hip-hopu jeśli uwielbiam jazz, ale nie powinienem traktować go jak muzyki niższej kategorii.